Pisał do mnie mój znajomy. Właśnie wrócili ze Stanów Zjednoczonych ze swoją żoną, gdzie przebywali służbowo. Po co o tym pisze? Niestety, ale wszystko wskazuje na to, że ich małżeństwo się rozpadło i czeka ich rozwód. Powód? Podczas jednego z meetingów biznesowych spotkali pewnego dorodnego murzyna o imieniu Timothy. I wtedy jego żona klęknęła przed nim. Mój znajomy to turboprogresywista i z wrażenia wyciągnął telefon, żeby cyknąć fotkę i zapostować z hasztagiem BlackLivesMatter, ale chwilę potem ona zaczęła temu czarnemu ciosać mongoła z kefiru. Wszystko w imię walki z rasizmem. Timothy spuścił jej się we włosy, na twarz, w sumie wszędzie, a kobieta jeszcze tego samego dnia wystąpiła z jakimś głębokim speech’em o tolerancji, miłości do drugiego człowieka i równych szansa, blablabla.Na końcu przy całym zamieszaniu wywołali Timothy’ego na scenę, ale okazało się, że go nie ma. Tak jak nie było samochodu tego małżeństwa, bo ktoś go zajebał. Nie wiadomo kto.